Z wizytą w Nagano: Togakushi (戸隠神社)

Z wizytą w Nagano: Togakushi (戸隠神社)

Widok na morze, Japonia.

Wyjazd do Nagano był decyzją dość spontaniczną. Władze Japonii niemal z dnia na dzień zdecydowały, że można już przemieszczać się między prefekturami[1], chcąc w ten sposób zachęcić do podróży krajowych i ratowania branży turystycznej, która w czasach pandemii ucierpiała bodaj jako pierwsza i to szczególnie mocno. My zaś chcieliśmy jakoś uczcić zbliżającą się rocznicę ślubu i zrobić to poza ścianami naszego 1LDK[2].

Wstępne poszukiwania obejmowały zupełnie inne kierunki, ale wskutek trudności w znalezieniu opcji noclegowych mąż mój wziął sprawy w swoje ręce i o tym, że to Nagano będzie naszym celem poinformował mnie dokładnie w dniu wyjazdu 🙂

A zatem… komu w drogę, temu shinkansen i w 1.5 godziny od wyjazdu ze stacji Tokio znaleźliśmy się w mieście Nagano, które jest stolicą prefektury o tej samej nazwie. Myślę, że nazwa ta większości z Was jest dość dobrze znana, ponieważ to tu w 1998 roku odbyły się Zimowe Igrzyska Olimpijskie. Polscy zawodnicy nie przywieźli z nich żadnego medalu, zaś Japonia wywalczyła ich aż dziesięć, w tym cztery w skokach narciarskich.

Jednak to nie historia sportu była dla nas priorytetem w zwiedzaniu okolic. Chcieliśmy spędzić jak najwięcej czasu na łonie natury, możliwie z dala od ludzi i sporo pochodzić, ponieważ siedzący tryb życia i ograniczona mobilność w związku z pandemią dość mocno odbiły się na naszej kondycji.

Pierwszy wybór padł więc na kompleks Togakushi (戸隠神社) zlokalizowany kilkanaście kilometrów od centrum Nagano i to o nim będzie ten wpis.

Togakushi w historii vel teorii

Na kompleks składa się pięć chramów vel. świątyń, a zatem historia tego miejsca związana jest zarówno z rodzimymi wierzeniami shintō, jak i buddyzmem. Togakushi to nazwa góry, przy której są one zlokalizowane. Źródła nie są zgodne co do dokładnego czasu powstania tam miejsca kultu, natomiast już w okresie Heian (lata 794 – 1185) Togakushi wymieniano jako jedną z najważniejszych świętych gór kraju i pielgrzymowano tam, aby oddać cześć zamieszkującym ją bóstwom. 

Wraz z nadejściem buddyzmu, rodzime wierzenia zaczęły się z nim mieszać. Ścisły rozdział między religiami wprowadzono dopiero w XIX wieku, a zatem w czasach sprzed epoki Meiji, przypadającej na lata 1868-1912, praktykowanie shintō oraz buddyzmu w jednym i tym samym miejscu – oraz w ramach jednego nurtu jakim było obecne m.in. w Togakushi shugendō – nie było niczym nadzwyczajnym. 

Wówczas kompleks znany był jako Kenkō-ji, zaś wśród sekt buddyjskich o władzę walczyły tu dwie: Tendai oraz Shingon. Pewnego razu na jej terenie doszło do zabójstwa przedstawiciela tej pierwszej i do dziś ku jego pamięci raz w roku tańczy się Sencho Odori – taniec mający swoje korzenie w praktykach wspomnianego shugendō. Został on wpisany na listę niematerialnego dziedzictwa kulturowego prefektury Nagano, na stronie podlinkowanej w źródłach możecie obejrzeć filmik, polecam 🙂

Podsumowując – dawniej Togakushi miało silniejsze związki z buddyzmem niż shintō. Dziś jest dokładnie na odwrót.

Z czasem w historię Togakushi wpleciono również mit, którego centralną postacią jest bogini słońca Amaterasu (przy okazji – boskie pochodzenie japońskich cesarzy wywodzi się właśnie od niej). Pewnego razu, wskutek kłótni ze swoim boskim bratem Susanoo – porywczym władcą mórz oraz wiatru –  Amaterasu skryła się w jaskini, sprawiając tym samym, że na świecie zapanowała absolutna ciemność.

Wywabienie bogini z ukrycia, a tym samym przywrócenie światu słonecznego światła, nie było rzeczą prostą. W tym celu inne bóstwa uciekły się do podstępu. Przed jaskinią zorganizowały głośną, pełną śmiechów zabawę oraz tańce. Zaciekawiona bogini wyjrzała z jaskini, zaś bóstwo o imieniu Ame no Tajikarao wyrwało wówczas kamienne drzwi, kończąc tym samym okres ciemności. Za swój czyn jest on otaczany czcią w wielu chramach, w tym w głównej świątyni (Okusha) w Togakushi. A wyrwane przez niego kamienne drzwi podobno wylądowały nieopodal.

Togakushi w praktyce

Nasze zwiedzanie okolic Togakushi rozpoczęliśmy od dolnego obszaru kompleksu, czyli Hokosha. Wysiedliśmy z autobusu i powędrowaliśmy dość stromymi, kamiennymi schodkami w liczbie 270 do pierwszego z chramów. Tam spotkaliśmy bardzo uprzejmą i towarzyską grupkę Japończyków, którzy po standardowych pozdrowieniach i pytaniach skąd jesteśmy (Polska? A, Warushawa![3]) wręczyli nam mapkę terenu (zdziwieni, że nie mieliśmy własnej, nie wyglądali na przekonanych kiedy mąż pokazał im Google Maps) i głośno się zaśmiali, kiedy oświadczyliśmy, że przyjechaliśmy tu z Nagano autobusem. AUTOBUSEM.

Cóż… 😉

W drodze do środkowej części Togakushi (Chusha) zatrzymaliśmy się w cudownej, bardzo klimatycznej kawiarni o nazwie Lamp na herbatę i ciacho. Bardzo polecam to miejsce, można się odprężyć i nabrać sił na pokonanie szlaku, który choć nie jest bardzo długi ani wymagający, może jednak zmęczyć, gdyż mówimy mimo wszystko o górskim terenie (i obniżonej wskutek pandemii kondycji). Właściciele prowadzą tam również sklepik z pamiątkami, więc w drodze powrotnej zajrzeliśmy do nich ponownie, zaopatrując się w dwa dżemy z lokalnie uprawianych owoców oraz przepiękny koszyk wypleciony z bambusa. Uwielbiam tego typu rękodzieło!

Poza tym niemal wszystkie miejsca mijane po drodze serwowały dania z makaronu gryczanego soba, z którego słynie cała okolica. Choć oboje uwielbiamy sobę, ostatnio jedliśmy ją dość często i potrzebowaliśmy odmiany, więc nie weszliśmy do żadnego z tych przybytków. Nie chcieliśmy też ścigać się zanadto z czasem, gdyż ostatni autobus powrotny mieliśmy nieco po 17.

O ile w dolnej części Togakushi innych zwiedzających można było policzyć na palcach obu rąk, o tyle w okolicach części środkowej zaczęło się zagęszczać. Sporo osób kolejkowało do stoiska z soba manju, reszta chyba czekała na autobus, który zawiezie ich pod górny chram, dokąd my postanowiliśmy udać się pieszo. Ta droga wiodła częściowo leśną ścieżką, a częściowo mało uczęszczaną asfaltową ulicą. 

Po 10-15 minutach byliśmy już na miejscu, a konkretnie na samym początku liczącego około 2 km w jedną stronę szlaku prowadzącego do górnego chramu (Okusha). Biegnie on całkowicie przez las, w pewnym momencie przechodząc w szpaler majestatycznych kryptomerii, które posadzono po obu stronach drogi około 400 lat temu. Przepiękne miejsce. 

Za połową szlaku na naszym horyzoncie pojawiły się kolejne schody, większe i przez to bardziej męczące do pokonania niż te w dolnej części Togakushi. Na ich szczycie znajdował się nieduży chram wtulony w górskie zbocze. Tutaj ścieżka się kończy, nie można iść dalej, trzeba zawrócić. A wcześniej – oddać bóstwom cześć i się pomodlić.

 

W drodze powrotnej nieco zmieniliśmy trasę i podeszliśmy pod jeden z okolicznych stawów, podziwiając po drodze panoramę gór:

Jak dojechać do Togakushi?

Jeśli nie jesteście zmotoryzowani (my tym razem nie byliśmy), najlepiej zrobić to autobusem. Do Togakushi kursuje linia 70, która odjeżdża z peronu numer 7 zlokalizowanego przy dworcu kolejowym Nagano, ale po drugiej stronie ulicy niż reszta autobusowych przystanków. Autobus jeździ z grubsza co godzinę a w bilety można zaopatrzyć się albo w okienku przy przystanku, albo zapłacić za kurs u kierowcy.

Zaletą wcześniejszego kupna biletu jest to, że można zaopatrzyć się w karnet w obie strony i trochę przy tym zaoszczędzić. My zdecydowaliśmy się na wariant Nagano – Togakushi Hokosha, co wyniosło nas 2200 jenów na osobę. Wadą płacenia u kierowcy jest to, że trzeba mieć odpowiednią ilość monet lub banknoty 1000-jenowe, gdyż tych o większym nominale nie można rozmienić w autobusowym automacie. Podsumowując – wygodniej jest przyjść na przystanek 5 minut wcześniej i kupić bilety lub karnet niż wyskubywać później z portfela odliczoną kwotę za przejazd.

Na co uważać?

Na rozkład jazdy: autobus jeździ rzadko, a ostatni wraca do Nagano nieco po 17, więc lepiej patrzeć na zegarek, jeśli tak jak my chcecie obejść pieszo wszystkie trzy części kompleksu. W aktualny rozkład jazdy można się zaopatrzyć w okienku przy przystanku w Nagano.

Na niedźwiedzie: poważnie. Zamieszkują one tereny wokół Togakushi i przy bocznych ścieżkach było sporo ostrzeżeń, dlatego warto zaopatrzyć się w dzwoneczki oraz oczy dookoła głowy. Dzięki rozmowom z moimi Czytelniczkami (pozdrawiam Monikę i Kajkę!) dowiedziałam się, że w tym roku niedźwiedzie znacznie częściej pojawiają się w okolicach ludzkich siedzib, więc to nie żarty.

Na zakwasy 🙂 Schody tu, schody tam, do tego leśna droga w górskim terenie… Słowem – warto wziąć wygodne buty, zapas picia (choć po drodze jest gdzie kupić, nie brakuje też toalet) i wyruszyć odpowiednio wcześnie, żeby się nie spieszyć. Przeszliśmy tego dnia około 15 kilometrów, które w czasach przed-pandemicznych nie zrobiłyby na mnie większego wrażenia, ale niestety – czułam je w nogach przez kolejne 3 dni. Niemniej, było warto!

Czy nabraliście ochoty, aby odwiedzić Togakushi? A może już tam byliście? Dajcie znać w komentarzach! 😊 Chętnie odpowiem też na dodatkowe pytania, jeśli je macie.

Źródła, przypisy i dodatkowe lektury:

[1] Wcześniej obowiązywały pewne restrykcje – proszono, aby nie opuszczać granic wybranych prefektur, w tym oczywiście Tokio, bez wyraźnej przyczyny, aby zahamować w ten sposób rozprzestrzenianie się koronawirusa na inne części kraju.

[2] 1LDK oznacza w Japonii rozkład mieszkania, w którym znajduje się: kuchnia, salon i jeden pokój.

[3] Warushawa (katakana: ワルシャワ, czyt. łarusiała) to japońska wymowa i zapis Warszawy 🙂

Opublikowano: 28 czerwca 2020 (Dorota Tisnek)

Bądź na bieżąco:

1 komentarz

  1. FUKO

    Spora dawka pomocnych informacji i fotorelacja, która zachęca do odwiedzenia tego miejsca. Pozdrawiamy!

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

To może Cię zainteresować

"

Maraton ku oświeceniu: Enryaku-ji (pref. Shiga)

Kaihōgyō zapisuje się trzema znakami kanji, które razem oznaczają tyle, co „okrążanie góry” (回峰行). Ową górą jest wspomniana Hiei. To malownicze miejsce, porośnięte wielowiekowymi lasami, wśród których rozsiane są buddyjskie świątynie i świątynki, choć pierwotnie znane było raczej jako dom shintoistycznych bóstw i demonów. Wyznawcy szkoły Tendai napisali tu jednak własną historię.

Share This