Tokijski spacerownik: Kagurazaka (神楽坂) – inne oblicze Shinjuku

Tokijski spacerownik: Kagurazaka (神楽坂) – inne oblicze Shinjuku

zaułki Kagurazaka

Wczesnym marcem wybrałam się do Kagurazaka na spotkanie z dawno nie widzianymi (w świecie offline) koleżankami z Hexagon UX. Na ulice tej dzielnicy po raz pierwszy zawitałam 8 lat temu, dzięki cudownej parze japońskich znajomych, którzy chcieli pokazać mi Tokio spoza głównego szlaku oraz zabrać w miejsce, z jakiego wyniosę piękne herbaciane wspomnienia. Zdecydowanie im się udało. Od tego czasu chętnie tutaj wracam, za każdym razem znajdując nowe smaczki i powody do kolejnych odwiedzin.

W dzisiejszym wpisie chcę Was zgubić w wąskich zaułkach tej dzielnicy. Przy tym wszystkim podzielę się miejscami, które zdobyły moje serce (i podniebienie) oraz postaram się odpowiedzieć na kilka pytań:

  • Dlaczego Kagurazaka czasem nazywa się dzielnicą francuską?
  • Co wspólnego mają z nią koty oraz literatura?
  • Czy japońskie świątynie naprawdę buduje się wyłącznie z drewna i kamienia?

Inauguruję tym samym nowy cykl na blogu – Tokijski Spacerownik – w którym krok po kroku będę oprowadzać Was po tych zakątkach metropolii, które są dla mnie ważne lub szczególnie interesujące. Będzie dużo zdjęć, konkrety pomagające zaplanować spacer i – oczywiście – garść  informacji historyczno-kulturowych.

Mam nadzieję, że pozwoli Wam on lepiej poznać rzeczywistość tego wspaniałego miasta, które trafniej byłoby określić zlepkiem miast w mieście  Tokijskie sąsiedztwa układają się w czasem misternie zaplanowany, a czasem kompletnie przypadkowy patchwork i chyba to jest główny powód, dla którego darzę je takim sentymentem.

Na początek – Kagurazaka, czyli dzielnica znajdująca się w północno-wschodniej części Shinjuku-ku i… mająca niewiele wspólnego z tym, z czego Shinjuku słynie (w skrócie: nocne życie, wysokie biurowce, hałaśliwe salony pachinko i karaoke, nieprzebrane tłumy wokół stacji i w licznych domach handlowych). Kagurazaka to w wielu aspektach zaprzeczenie powyższej reputacji, o czym spróbuję Was przekonać dalej.

Zaczynamy więc. Niespiesznie, bo Tokio w wersji slow potrafi smakować naprawdę wybornie.

Pierwsze kroki

Stacja Iidabashi, wyjście B3. Stąd zazwyczaj zaczynam wizyty w Kagurazaka, choć opcji na to jest kilka – znajdziecie je na samym dole, w sekcji informacje praktyczne. Sobotni dojazd zajął mi niespełna 40 minut z jedną tylko przesiadką i bez tłumów w pociągach, co jest przyzwoitym rezultatem biorąc pod uwagę wielkość miasta oraz to, że mieszkam dość głęboko w Setagaya-ku.

Wyszłam prosto na Kagurazaka-dori, główną ulicę dzielnicy, przy której znajduje się mnóstwo sklepów, sklepików i restauracji. Historia ulicy sięga aż czasów Edo, a konkretnie połowy XVII wieku. Powstała jako łącznik między nieistniejącym już zamkiem Edo a domem wpływowego urzędnika nazwiskiem Sakai[1]. Dziś ta tętniąca życiem ulica jest jednokierunkowa ale… kierunek ten zmienia się w zależności od pory dnia 🙂

Kagurazaka dori - ulica jednokierunkowa

Jakby to powiedziała moja nauczycielka fizyki z podstawówki: kierunek ten sam, tylko zwrot przeciwny.

Kagurazaka-dori uświadamia więc, że ulica jednokierunkowa nie musi znaczyć tego samego, co ulica tak-samo-kierunkowa-na-wieki-wieków-amen. Jest też dowodem na to, że pozory mylą, ponieważ gwar i ruch panujący na tej arterii skutecznie maskują spokojny, momentami senny, a momentami nostalgiczny nastrój bocznych alejek.

Jako typ lubujący się w takich właśnie cichych zaułkach, szybko przemknęłam wzdłuż drogi kierując się prosto do ulubionej herbaciarni. Minęłam między innymi kilka sklepów sprzedających japońskie dekoracje i pamiątki, sklepy trudniące się sprzedażą zachodnich produktów spożywczych (w tym znaną mi jeszcze z Singapuru piekarnię Paul), buddyjską świątynię Zenkokuji oraz sklep z herbatą, z którego roztaczał się zapach świeżo prażonej hōjicha.

Kagurazaka dori

To stąd tak pięknie pachniało!

Kagurazaka, restauracja francuska

Jest i francuska restauracja.

Będąc w okolicy nietrudno nie zauważyć licznych francusko-brzmiących nazw, jak La Kagu, Bistro Le Parisien, Entraide czy Le Coquillage. Na terenie Kagurazaka zlokalizowany jest Institut français du Japon i według powszechnej wiedzy, mieszka tu całkiem spore grono francuskich imigrantów. Jestem z natury dociekliwa, więc postanowiłam sprawdzić jak wygląda to pod względem liczebności. Nie udało mi się dotrzeć do danych ograniczonych do obszaru Kagurazaka, jednak w całym Shinjuku-ku w 2015 roku[2] mieszkało dokładnie 705 obywateli Francji. Nie zdziwiłabym się, gdyby najchętniej osiedlali się właśnie w Kagurazaka  Dodam jeszcze, że w całej Japonii mieszkało wówczas 10 672 Francuzów.

Wróćmy jednak do spaceru po dzielnicy.

Czas na pierwszy przystanek.

Przystanek 1: Lunch, deser i herbata w Kagurazaka Saryō

Saryō to miejsce, które łączy w sobie elementy kuchni japońskiej oraz zachodniej. Moje najmilsze herbaciane wspomnienia z pierwszego pobytu w Tokio pochodzą właśnie stąd. Jest to dobrze prosperująca i dobrze znana herbaciarnia, w której zjecie lekki posiłek w stylu japońskim lub zachodnio-japońskim fusion, pyszne, sezonowe ciasto (zawsze jest kilka do wyboru) lub wypasione parfait, a wreszcie – napijecie się herbaty ulubionego typu. Poza matcha wybierać można między sencha, hojicha, karigane, gyokuro… w dodatku z różnych części Japonii. Nie siedzi się tu na matach tatami, za to jest opcja stolika na świeżym powietrzu – rzecz niezbyt często spotykana w Tokio.

lunch w Kagurazaka Saryo

Lekki lunch z sezonowych składników (tu: wczesna wiosna).

deser i zielona herbata w Kagurazaka Saryo

Anmitsu, parfait, lody w 3 smakach zielonej herbaty (zdecydowanym faworytem była genmaicha).

Po spotkaniu w Saryō postanowiłam zrobić pętlę i najpierw udałam się w kierunku stacji Iidabashi, tym razem omijając Kagurazaka-dori na rzecz pomniejszych uliczek: Hyogo YokochoKakurenbo Yokocho oraz Geisha Shindo. Te ciasne, zlokalizowane blisko siebie dróżki prowadzą między prywatnymi domami oraz licznymi knajpkami, czasem wiodąc do zupełnie ślepych zaułków. Dla mnie są sercem dzielnicy.

Kagurazaka
Kagurazaka

Spacerując po tych uliczkach znalazłam miejsce, gdzie można pobierać lekcje gry na shamisenie oraz kilka sklepów z kimonami i akcesoriami do nich.

Kagurazaka

Zaułek na tyłach shamisenowni.

Kagurazaka

Kagurazaka jest jednym z tych sąsiedztw, w których łatwo wypatrzyć przechodniów w kimonach.

Słowo gejsza w jednej z powyższych nazw nie jest przypadkowe. Kagurazaka cieszy się sławą jednego z kilku tokijskich hanamachi, czyli miejsc, gdzie nadal pracują gejsze. Nadal, ponieważ liczba kobiet wykonujących ten zawód jest znacznie niższa niż wskazywałyby na to potoczne, stereotypowe wyobrażenia o Japonii. Gejsza nie jest w Japonii widokiem powszechnym, podobnie jak udział przeciętnego Japończyka / Japonki w przyjęciu z ich udziałem. Spotkanie gejszy na ulicy należy do rzadkości, nie jest też mile widziane czyhanie z aparatem i robienie im zdjęć bez ich zgody (to dotyczy zresztą nie tylko gejsz). 

Hanamachi w Kagurazaka przeżywało swój rozkwit w latach 50. W tej dekadzie prosperowało tam wiele restauracji, w których gejsze zabawiały klientów. Tego typu przybytki określa się terminem ryōtei i nadal można je spotkać na terenie dzielnicy. Wizyty w nich są jednak kosztowne. Z uwagi na ich luksusowy, jak i dyskretny charakter, w zaciszu ryōtei często ubija się polityczne lub biznesowe interesy.

zaułki Kagurazaka

Zaciszna, zielona alejka – ryōtei lubią takie właśnie okolice.

Kagurazaka

Restauracja w bardziej nowoczesnym wydaniu – takich też tu nie brakuje.

Kagurazaka miała sporo szczęścia w trakcie wielkiego trzęsienia ziemi, jakie nawiedziło w 1923 roku wyspę Honshu i obróciło Tokio w perzynę. Ucierpiała stosunkowo niewiele i to tu zaczęli przenosić się kupcy z Ginzy oraz Nihonbashi, a sama dzielnica zyskała przydomek Yamanote[3] Ginza. Dziś rolę głównych centrów handlu przejęły inne miejsca w Tokio, ale nadal nie brakuje tu miejsc, w których gotówkę można wydać na sposoby wszelakie 

Czas zatem na kolejny przystanek:

Przystanek 2: małe zakupy w Makanai Cosme Kagurazaka

Ja, osoba totalnie nie znająca się na kosmetykach, nie wykazująca większego zainteresowania tym tematem i w ogóle nie przepadająca za zakupami innymi, niż spożywcze, odnalazłam tu sklep, do którego nie tylko chętnie weszłam, nie tylko zrobiłam satysfakcjonujące zakupy, ale jeszcze go Wam polecę.

Makanai to marka kosmetyków do codziennej pielęgnacji, określiłabym je jako te z wyższej półki ale nie zupełnie luksusowe. Mają dobre, przejrzyste składy (na opakowaniach są wymienione i po japońsku, i po angielsku), nie są testowane na zwierzętach. Zainwestowałam w krem do rąk i „coś” do oczyszczania twarzy, spytajcie mnie za kilka tygodni jak się sprawują.

Makanai Cosme Kagurazaka

Duże wrażenie zrobiło też na mnie przepięknie urządzone, przemyślane wnętrze, bogato nawiązujące do japońskiej symboliki (ten królik ubijający mochi jako logo <3). Myślę, że Makanai to naprawdę dobre miejsce na „użyteczną pamiątkę” z Japonii albo wyjątkowy prezent.

Makanai Cosme Kagurazaka
Makanai Cosme Kagurazaka

Małe zakupy zrobione, idziemy dalej.

Zanim dotarłam do swojego finalnego celu, pokluczyłam nieco wśród okolicznych alejek, wróciłam na Kagurazaka dori, przeszłam na drugą jej stronę i zanurzyłam się w uliczki po południowej stronie arterii. Z jednego z kominów wydobywał się dym palonego drewna: to znak rozpoznawczy Atamiyu, publicznej łaźni sentō​, cały czas otwartej na gości potrzebujących zmyć z siebie trudy dnia. Stoi tu od 67 lat.

Kagurazaka, sento Atamiyu

Budynek za automatem z napojami to właśnie Atamiyu, lokalne sentō.

Kagurazaka

Ume w pełni kwitnienia.

Sentō przeżywały szczyt popularności w latach powojennych, kiedy wiele osób nie miało dostępu do prywatnych łazienek. Chodziło się do nich nie tylko po to, aby zadbać o higienę, ale również na pogawędki z sąsiadami 🙂 W takich łaźniach trudno o prywatność i nikt specjalnie jej nie szuka. Korzysta się z pryszniców ustawionych jeden obok drugiego, a następnie zanurza w basenie gorącej wody, współdzieląc go z innymi. Koszt takiej przyjemności wynosi obecnie 470 jenów za osobę dorosłą.

Woda w Atamiyu jest zmiękczana i mineralizowana za pomocy węgla drzewnego binchōtan, a jej temperatura oscyluje wokół 42-43 stopni Celsjusza.

Idąc dalej kierowałam się w stronę Kagurazaka Jizoya. Ten przybytek nie jest jednak miejscem sprzedaży buddyjskich dewocjonaliów (choć nazwa wywodzi się od tego Jizo), ale… sklepem z ręcznie wypiekanymi osenbe!

Przystanek 3: osenbe w Jizoya

Osenbe to nic innego jak krakersy ryżowe. Sprzedawane w różnych kształtach, wielkościach i, naturalnie, smakach. Osenbe można jeść na słono (moje ulubione), jak też na słodko. Ten ostatni wariant na początku niespecjalnie do mnie przemawiał, ale z niepokojem obserwuję, że zaczyna mi smakować.

Jizoya cieszy się w okolicy sporą popularnością i ma w Kagurazaka dwa punkty sprzedaży. Ja udałam się do tego w Fukuromachi (adres na końcu wpisu). Jego znak rozpoznawczy to… automat z osenbe ustawiony przy wejściu. Zamiast więc wybierać w środku sklepu, wrzuciłam garść drobnych i upolowałam ostatnią paczuszkę tych, na które miałam największą ochotę.

Kagurazaka, jizoya - sklep z osenbe
Jizoya - automat z osenbe

Następnie ruszyłam w dalszą drogę. Wróciłam na Kagurazaka-dori kierując się najpierw na północny zachód, a później odbijając zupełnie na północ. Do Akagi Jinja.

Przystanek 4: Akagi Jinja, chram ze szkła i stali

Odwiedzając jeden z ładnych kilkudziesięciu tysięcy chramów shinto zlokalizowanych w Japonii, z dużą dozą prawdopodobieństwa zobaczycie strukturę z drewna, będącego podstawowym ich budulcem. Chyba, że traficie do Akagi Jinja, w której to przywita Was ściana ze szkła oraz dach ze stalowej blachy. W dodatku chram bezpośrednio sąsiaduje z kompleksem mieszkań i kawiarnią z włoskim menu.

Jak to możliwe? Co tu się wydarzyło?

Odpowiedź ma dwa słowa układające się w imię i nazwisko jednego z czołowych japońskich architektów: Kengo Kuma. Zaś przyczyną, dla której zajął się on zaprojektowaniem świątyni był… brak funduszy na jej remont.

W związku z powyższym, tereny należące do świątyni postanowiono oddać w trwającą 70 lat dzierżawę developerowi. Dzięki uzyskanym w ten sposób środkom sfinansowano remont chramu, zaś tuż obok wyrosło najprawdziwsze condo, nazywa się Park Court Kagurazaka.

Kengo Kuma (podobno) mieszka w Kagurazaka i chyba nawet minęłam jedno z jego biur gdzieś w okolicach Hyogo Yokocho.

Kagurazaka - Akagi Jinja
Kagurazaka - Akagi Jinja
Kagurazaka - Akagi Jinja
Kagurazaka - Akagi Jinja - Hina matsuri

Pomimo nietypowego budulca wykorzystanego w architekturze głównego budynku, chram oczywiście zachował swoje podstawowe funkcje. Można tu przyjść się pomodlić obmywając uprzednio dłonie w chōzubachi, zawiesić tabliczkę ema z życzeniem lub po prostu oddać się kilku chwilom zadumy. Odbywają się tu również śluby, zaś w okolicach święta hina matsuri można podziwiać wystawę pięknych lalek.

Ostatni spacer po Kagurazaka skończyłam właśnie tutaj, przy chramie, jednak zanim zakończę wpis mam dla Was coś jeszcze:

Bonus: Kagurazaka Bakeneko Festival

W okolicach Halloween ulice dzielnicy Kagurazaka zamieniają się w scenerię dla festiwalu, który miłośników kotów może przyprawić o naprawdę szybkie bicie serca. Kagurazaka Bakeneko Festival – bo o nim mowa – swoją nazwą nawiązuje do świata yōkai, czyli stworów / demonów charakterystycznych dla japońskiego folkloru oraz mitologii.

Bakeneko to jeden z nich: kot, który potrafi na przykład zmienić się w człowieka, tańczyć na tylnych łapach czy przejąć kontrolę nad zmarłymi.

Dlaczego ze wszystkich stworzeń na bohatera parady wybrany został właśnie kot? Otóż Kagurazaka jest dzielnicą, którą często odwiedzał wybitny japoński pisarz, Sōseki Natsume. A jednym z jego literackich dzieł jest powieść o tytule „Jestem kotem”.

Dlaczego październik? Bo wydarzenie to ma się wpisywać w obchody Halloween.

W trakcie wspomnianego festiwalu, ulicą Kagurazaka-dori przechodzi kolorowa, głośna parada, w której może wziąć udział każdy chętny. Warunek konieczny: koci kostium. Uczestnicy bardzo chętnie pozują do zdjęć, poniżej kilka przykładowych ujęć, jakie zrobiłam w roku 2019:

Choć po zaułkach Kagurazaka spacerowałam już ładnych kilka razy, za każdym z nich natrafiałam na coś nowego, co wprawiało mnie w zachwyt i budziło chęć szybkiego powrotu. Nie mogę się więc doczekać kolejnej wizyty! Dla tych z Was, którzy dopiero planują tu przyjechać – przygotowałam poniżej garść praktycznych wskazówek. A jeśli mieliście już okazję odwiedzić tę dzielnicę – z chęcią posłucham o Waszych wspomnieniach i ulubionych miejscach.

Informacje praktyczne

Dojazd

W okolicy znajdują się 3 stacje kolejowe:

  • Iidabashi: JR Chuo Line, JR Chuo-Sobu Line (tak, dojedziecie tu na JR Pass) oraz metro – Namboku, Oedo, Tozai i Yurakucho line
  • Ushigome-kagurazaka: metro – Oedo line
  • Kagurazaka: metro – Tozai line

Adresy miejsc z wpisu (Google Maps):

Z czym połączyć wizytę w Kagurazaka?

Na przykład z:

  • ogrodem Koishikawa Korakuen
  • zwiedzaniem ogrodów przy Pałacu Cesarskim
  • koreańską dzielnicą Shin-Ōkubo
  • okolicami stacji Shinjuku 

Przypisy, źródła i dodatkowe materiały

[1] Zob. Kagura Tour

[2] To są najnowsze dane, do jakich udało mi się dotrzeć, pochodzą ze strony Shinjuku City.

[3] Domyślam się, że wielu z Was Yamanote kojarzy się przede wszystkim z nazwą słynnej linii kolejowej, która zatacza okręg łącząc największe stacje w Tokio ale jest jeszcze jedno ważne znaczenie tej nazwy. Dawniej Tokio zasadniczo dzieliło się na dwie części: Shitamachi, położone na wschód od Pałacu Cesarskiego i będące domem „zwykłych” Japończyków oraz położone (z grubsza) na zachód Yamanote, czyli dzielnice wyższych sfer. Kagurazaka zaliczała się do tej drugiej.

 

 

Opublikowano: 21 marca 2021 (Dorota Tisnek)

Bądź na bieżąco:

0 komentarzy

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

To może Cię zainteresować

"

Tokijski spacerownik: Den-en-chōfu (田園調布) – japońskie garden city

Pomysł, żeby przyjechać do Den-en-chōfu wyszedł od mojego męża, który rzucił: zobaczmy, jak wygląda idea miasta ogrodu (garden city) w Tokio. Po ponad roku spędzonym w Singapurze, który dla mnie zdecydowanie zasługuje na takie miano, poczułam się co najmniej zaintrygowana. A jako, że po przeprowadzce do Setagaya Den-en-chōfu stało się na wyciągnięcie ręki (i nogi ;)), wsiedliśmy na rowery i pojechaliśmy zaspokajać ciekawość.

Share This