Wydaje mi się, jakby to było wczoraj, ale kalendarz nie kłamie: dziś blog Co kraj, to obyczaj obchodzi swoje pierwsze urodziny! Z tej okazji mam dla Was specjalny wpis, w którym:

  • opowiem jakie były początki i jak wygląda moje blogowanie w praktyce,
  • pokażę co czytaliście i oglądaliście najchętniej i czy są to te same teksty, które należą do moich ulubionych:)
  • opowiem o różnego rodzaju „skutkach ubocznych” blogowania,
  • i podzielę się planami na przyszłość!

Jak to się zaczęło? 

Pisać i czytać lubię odkąd pamiętam. „Od zawsze” interesowało mnie również poznawanie innych kultur, codzienne życie w różnych miejscach na ziemi, podróże. Dlatego mój wybór kierunków studiów nie był przypadkowy i ze względu na rolę, jaką odegrały później w moim życiu, lubię to podkreślać.

Psychologia i etnologia nie tylko wydatnie pomagają mi na co dzień w lepszym rozumieniu innych ludzi, ich potrzeb, trosk, rzeczywistości, ale też wyposażyły w określony aparat poznawczy, który pozwala mi przyglądać się sobie oraz innym z różnych perspektyw. Dzięki niemu moje własne oceny i interpretacje mogę sobie najpierw uświadomić, a następnie odłożyć na bok, aby ostatecznie podjąć próbę zanurzenia się w sposobach pojmowania świata innych niż mój. Wbrew pozorom to bardzo trudny proces, który wymaga ciągłej praktyki, nie zawsze się udaje i… niekoniecznie ma swój koniec.

Tak już mam, że lubię dociekać, rozbierać „oczywistości” na czynniki pierwsze i po prostu wiedzieć więcej. Czasem, kiedy ktoś mnie pyta czym zajmuje się etnologia, odpowiadam, że dekonstrukcją:) W internetowej przestrzeni często mi tej dekonstrukcji brakuje, dlatego postanowiłam dzielić się nią z Wami na blogu. Obserwuję, pytam, czytam, weryfikuję, znowu czytam, znowu weryfikuję… I tak rodzą się kolejne wpisy spod znaku kultury.

A przez miniony rok urodziło się ich 24! Pierwszy napisałam siedząc w singapurskim condo, spoglądając ukradkiem na dachy okolicznych shophousów i snując plany związane z życiem w Mieście Lwa. Ale życie pisze różne, nieraz bardzo zaskakujące scenariusze. Tekst, który właśnie czytacie powstał w zaciszu naszego obecnego M2 w Tokio.

Co czytaliście najczęściej?

Statystyki, na które regularnie zerkam podpowiadają, że na podium uplasowały się następujące wpisy:

Miejsce I

Miejsce II

Miejsce III

Nieznacznie poza podium:

 

 

Cieszę się, że znalazło się tu miejsce na wszystkie kraje, o których pisałam przez miniony rok: Singapur, Kambodżę i Japonię. Wygląda na to, że lubicie zjeść i chcecie wiedzieć gdzie można spróbować autentycznej kuchni oraz poznać kulturową otoczkę smakowania świata ? Wcale mnie to nie dziwi, ja też uważam kulinaria za doskonały pretekst do wnikania w lokalną kulturę! Z Waszym uznaniem spotkał się również muralowy przewodnik po singapurskim Chinatown, co raduje mnie podwójnie, gdyż był to jeden z wpisów, na które poświęciłam najwięcej czasu. Juhuu!

Różnica między podium a kolejnymi wpisami okazała się nieznaczna, więc coś mi mówi, że macie również ochotę zapoznać się bliżej z antropologią w teorii i praktyce. Miód na moje serce!

A może… a może szukaliście w tych tekstach coś zupełnie innego? Dajcie znać!

Moje 3 ulubione teksty z minionego roku to:

 

Ponieważ otworzył mi oczy na skalę cały czas nierozwiązanego problemu min i niewybuchów, a w dodatku pokazał moc współpracy z wielkoszczurami. Nie tylko w Kambodży.

Ponieważ jest wynikiem naprawdę częstych spacerów po zakamarkach Chinatown i dziś rozgrzewa moje serce wspomnieniami z życia w Singapurze.

Ponieważ nie tylko mogłam zrealizować niecny plan słodkiej, truskawkowej konsumpcji, ale przy okazji rozebrać na antropologiczne czynniki pierwsze tę świąteczną tradycję w Japonii.


Dajcie znać w komentarzach, które teksty należą do Waszych ulubionych! 🙂

Jak wygląda moje prowadzenie bloga?

Zacznę od tego, czego przed rozpoczęciem pisania obawiałam się najbardziej:

          Nikt nie będzie mnie czytał.

Blogów w sieci jest bez liku, tych o tematyce podróżniczej także. Dlatego chciałam, aby CKTO był pod względem publikowanych treści inny. Ale czy to się przyjmie? Początki do łatwych nie należały, choć od początku czułam bardzo duże wsparcie ze strony bliskich.

Z czasem grono moich czytelników zaczęło się powiększać i chciałabym w tym miejscu podkreślić, że każdemu z Was – niezależnie od tego, czy znamy się osobiście czy nie – jestem bardzo wdzięczna za wizytę, lekturę czy komentarz. Wiem, że tu jesteście, czytacie Co kraj, to obyczaj i bardzo Wam za to dziękuję! Jestem tu właśnie dla Was, więc nie bójcie się czasem pokazać swojej obecności:)

Szybko zabraknie mi pomysłów.

Okazało się wręcz odwrotnie. Pomysłów mam więcej niż czasu na to, aby je wszystkie opisać, choć ciągle walczę, aby tego czasu było więcej.

Ile zajmuje mi stworzenie pojedynczego wpisu? Ten czas liczę w godzinach. Nie kilku, ale minimum kilkunastu, czasem kilkudziesięciu. To nie tylko zebranie swoich przemyśleń, zdjęć i stworzenie struktury wpisu, ale przede wszystkim zapoznawanie się z dodatkowymi materiałami i ich weryfikacja, aby dostarczyć Wam możliwie rzetelny tekst, wykraczający poza: byłam – widziałam – zjadłam – podobało mi się – jedźcie tam.

Często piszę na podstawie tekstów naukowych i popularnonaukowych, których lektura bywa naprawdę wymagająca, nie wspominając o dostępie do tychże publikacji – zazwyczaj płatnym lub możliwym wyłącznie dla osób o określonej afiliacji.

Czytelnicy będą pomijać etno-wątki, skupiając się wyłącznie na informacjach praktycznych i galeriach zdjęć.

Pudło! Na całe szczęście:) Od początku założyłam, że blog ma mieć silną tożsamość etnologiczną, co znaczy, że będę Was karmić kulturowymi „smaczkami” i robić co w mojej mocy, aby wyjaśnić pewne zjawiska i przybliżyć nie tylko życie ludzi z różnych miejsc na Ziemi, ale i antropologię jako dyscyplinę naukową. Dzięki Waszym reakcjom wiem, że na to właśnie czekacie!

Więc jak wygląda moje pisanie w praktyce?

Najpierw wpada mi do głowy pomysł. Zazwyczaj znienacka, kiedy akurat mam do zrobienia Coś Bardzo Ważnego, Co Niestety Nie Jest Blogowaniem. Chodzimy tak sobie razem przez kilka, czasem kilkanaście dni, zaglądając w międzyczasie do księgarń i bibliotek, aż trafi się „okno pogodowe” zwane również „właściwym momentem”: siadam wtedy do komputera i zaczynam pisać. W całkowitej ciszy, delektując się w międzyczasie czarkami gorącej herbaty. Taki maraton trwa zazwyczaj kilka dni, po czym klikam „opublikuj”, tekst trafia do sieci, a ja mogę zacząć pracę na kolejnym.

W minionym roku przydarzyła mi się jedna dłuższa przerwa w blogowaniu, spowodowana przeprowadzką z Singapuru do Japonii. I to właśnie wtedy urodziło się najwięcej pomysłów na przyszłość. Powstaje więc pytanie…

Co dalej?

Jeden rok za mną, kolejne przede mną, pomysłów nie brakuje, więc czego możecie się spodziewać?

  • do grona Singapuru, Japonii i Kambodży dołączą niebawem wpisy z kolejnego kraju – również azjatyckiego 🙂
  • zaproszę Was na dalsze poznawanie Singapuru i Japonii, gdyż te dwa kraje stanowią dla mnie niewyczerpane źródło inspiracji i mam szczęście móc poznawać życie w nich od podszewki
  • dowiecie się więcej o moich badaniach terenowych,
  • a jako, że działania Ministra Nauki moim zdaniem wyrządzają etnologii więcej szkody niż pożytku, niebawem ogłoszę pewien związany z tym tematem projekt.

W dalszym ciągu będę też publikować na Facebooku i Instagramie oraz dbać o to, aby treści w tych kanałach się nie powtarzały. Zapraszam Was do obserwowania aktywności także i tam.

Na co czekacie najbardziej? A może chcielibyście dodać coś do tej listy?

„Skutki uboczne”

Niespodziewaną – a szalenie przyjemną – konsekwencją prowadzenia bloga, o której chciałabym tutaj napisać okazało się nawiązanie nowych znajomości, nie tylko wirtualnych. Od kilku osób dowiedziałam się również, że moje teksty je zainspirowały. To dla mnie olbrzymia nagroda i kolejna rzecz, za którą jestem ogromnie wdzięczna i która nie wydarzyłaby się, gdyby nie zeszłoroczna decyzja o powołaniu bloga do życia.

Jeśli ktoś więc zapyta czy było warto zaczynać – było, jest i mam nadzieję, że będzie. Przez duże W!

Ilona (Życie na równiku), Joanna (Heart & Mind Adventures), Kuba i Judyta (Broke on the road) Hania (Na Atlantydę), Dorota (Cheetah Studio), Monika, Kasia, Ayaka, Kamila, Gosia, Ania – dedykuję Wam świeczki na dzisiejszym urodzinowym torcie! Dwie specjalne dokładam również dla mojej mamy i męża:)

Co jeszcze mi się udało?

Nawiązałam współpracę z HonBon, które zaufało mi w temacie recenzji książki „Kwiaty w pudełku. Japonia oczami kobiet” autorstwa Karoliny Bednarz. Dziękuję za tę możliwość i obiecuję zgłosić się po kolejną pozycję!

Mój tekst pt. „Christmas cake: słodka stygmatyzacja? Małżeństwo w życiu współczesnych Japonek” ukazał się w pokonferencyjnej publikacji pt. „Kobiecość na przestrzeni wieków. Tom II”.

Po udziale w konferencji w Tokio zostałam zaproszona do zespołu Japan-Poland Youth Association, gdzie od kilku miesięcy działam na rzecz zacieśniania polsko-japońskich relacji. Jeszcze o nas usłyszycie, a w międzyczasie zapraszam na fanpage i stronę Stowarzyszenia.

***

Do zobaczenia w kolejnym wpisie!

Spodobał Ci się ten artykuł? Podziel się z innymi!  

Share This