Maraton ku oświeceniu: Enryaku-ji (pref. Shiga)

Maraton ku oświeceniu: Enryaku-ji (pref. Shiga)

Zbliżenie na buddyjską świątynię, kompleks Enryaku-ji.

Zanim na kartach historii zapisał się po raz pierwszy, musiały upłynąć 54 lata. A przez pierwszych czterdzieści, życie go nie rozpieszczało.

Urodził się w 1926 roku w Tamatsukuri w Osace. Jako dziecku, nauka sprawiała mu nie lada kłopot. Miał trudności z ukończeniem szkoły, więc wstąpił do armii, szkoląc się na pilota-kamikaze. Swojej samobójczej misji nie zdążył zrealizować, gdyż niedługo później zastał go koniec wojny.

Po niej imał się różnych zajęć. Wraz z ojcem otworzył ramenownię, lecz jego marzenia o własnym biznesie skończyły się wraz z pożarem, który doszczętnie strawił restaurację. Później popadł w ogromne długi.

Ożenił się, ale jego teściowa kazała swojej córce od niego odejść, ponieważ nie był w stanie zapewnić jej życiowej stabilności. Ostatecznie jego żona odebrała sobie życie.

W ramach żałoby wyruszył wtedy w pieszą pielgrzymkę z Osaki na górę Hiei, która stała się punktem zwrotnym w jego życiu. Miał wtedy 39 lat. Po przejściu 50 kilometrów dotarł do kompleksu świątynnego Enryaku-ji. I postanowił zostać mnichem.

Najpierw powiedziano mu, że jest już za stary. Udowodnił więc, że jego wiara jest wystarczająco silna poprzez poddanie się modlitewnej ceremonii, która polegała na podnoszeniu się z kolan 108 razy, trzy razy dziennie. Musiał przy tym stać w strugach lodowato zimnej wody spływającej z wodospadu.

Został przyjęty.

15 lat później przystąpił do sennichi kaihōgyō określanego mianem jednego z najbardziej wymagających psychicznie i fizycznie wyzwań świata. Ukończył je, a 7 lat później… uczynił to ponownie. Tym samym stał się trzecią osobą na świecie, która dokonała tego morderczego wyczynu dwukrotnie.

W 1995 roku spotkał się z papieżem, Janem Pawłem II.

W 2013 roku zmarł mając 87 lat.

Nazywał się Yūsai Sakai.

Świątynne koszary

Kompleks Enryaku-ji to buddyjski zespół świątyń mieszczący się na górze Hiei, wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Powstał w roku 788 i z czasem stał się główną siedzibą buddyjskiej szkoły Tendai. Jej mnisi nie pozostawali obojętni na życie polityczne kraju i czynili starania, aby umocnić swoje wpływy na cesarskim dworze. Z sukcesami.

W Enryaku-ji zamieszkiwała prawdziwa armia mnichów-wojowników. Z jednej strony ochraniali oni okoliczne ziemie, z drugiej – stanowili realne zagrożenie dla sąsiednich klasztorów. Spory rozwiązywano bez owijania w bawełnę, a więc siłą

Przez kilkaset lat szkoła Tendai znacząco umocniła swoje wpływy i do dziś uznaje się ją za najważniejszy odłam buddyzmu w Japonii. Jego nauki wyznaczyły kurs, który znalazł swoje odbicie m.in. we współczesnej edukacji wyższego szczebla, czego przykładem może być prywatny uniwersytet Taisho znajdujący się w Tokio. Misją placówki jest kształcenie studentów w zgodzie z duchem buddyzmu mahajana i czterema wartościami określanymi jako współczucie, Droga Środka, współistnienie oraz samozaufanie. Można na niej studiować m.in. psychologię.

Jednak polityczne zakusy mnichów z Enryaku-ji ostatecznie obróciły się przeciwko nim. W XVI wieku potężny przywódca, Oda Nobunaga, uznawany za jednego z trzech zjednoczycieli Japonii, przypuścił atak na Enryaku-ji, mordując jej mieszkańców i obracając cały teren w perzynę.

Jak na ironię, na oficjalnej stronie Biwako Otsu Tourism Association można dziś przeczytać, że Enryaku-ji jest miejscem modlitwy o pokój na świecie.

Po ataku Ody Nobunagi Enryaku-ji odbudowano i miejsce to zaczęło być kojarzone nie z siłą polityczną czy militarną, a z hartem ducha i siłą ludzkiego ciała. To wtedy wykrystalizowała się ostateczna forma ascetycznej praktyki znanej pod nazwą kaihōgyō. Tej samej, której z sukcesem poddał się Yūsai Sakai, a następnie jego uczeń, Genshin Fujinami.

Zamglone szczyty gór widziane z Hieizan.

Między życiem a śmiercią

Umieram każdej nocy, a każdego ranka rodzę się na nowo.

 

Yūsai Sakai

Kaihōgyō zapisuje się trzema znakami kanji, które razem oznaczają tyle, co „okrążanie góry” (回峰行). Ową górą jest wspomniana Hiei. To malownicze miejsce, porośnięte wielowiekowymi lasami, wśród których rozsiane są buddyjskie świątynie i świątynki, choć pierwotnie znane było raczej jako dom shintoistycznych bóstw i demonów. Wyznawcy szkoły Tendai napisali tu jednak własną historię.

Kaihōgyō, a więc okrążanie góry, zaczyna kojarzyć się z czymś naprawdę męczącym, jeśli dołożymy doń sformułowanie sennichi, czyli tysiąc dni. I to właśnie ta praktyka – sennichi kaihōgyō – zaliczana jest w poczet najbardziej wyczerpujących wyzwań świata. Poddają się jej nie zawodowi sportowcy czy  kolekcjonerzy biegowych rekordów, a mnisi gotowi na przekroczenie granic stawianych przez własny organizm celem zbliżenia się do stanu oświecenia.

Te tysiąc dni rozłożonych jest na 7 lat i w praktyce wygląda następująco:

  • Rok pierwszy: 30 km dziennie przez 100 kolejnych dni
  • Rok drugi: 30 km dziennie przez 100 kolejnych dni
  • Rok trzeci: 30 km dziennie przez 100 kolejnych dni
  • Rok czwarty: 30 km dziennie przez 200 kolejnych dni
  • Rok piąty: 30 km dziennie przez 200 kolejnych dni

Po 200 dniach spędzonych na okrążaniu góry Hiei, na mnicha poddającego się kaihōgyō czeka najcięższa próba: dōiri. Trwa ona 9 dni, w trakcie których nie wolno mu jeść, pić ani spać. Musi za to recytować mantrę, śpiewać Sutrę Lotosu i pilnować siedzenia w odpowiedniej pozycji. Raz dziennie musi też wyjść do studni oddalonej o około 200 metrów, aby zaczerpnąć z niej wody niezbędnej do jednej z modlitewnych ceremonii. To proste zadanie z każdym kolejnym dniem zamienia się w istną torturę fizyczną oraz psychiczną. Ani kropelka nie może trafić do jego ust.

Biorąc pod uwagę, że przeciętnie człowiek jest w stanie wytrzymać bez wody ledwie kilka dni, wysiłek ten powinien być z góry skazany na niepowodzenie. A jednak, licząc od XVI wieku całą praktykę sennichi kaihōgyō, ukończyło z sukcesem ponad 40 osób. Po 9 dniach ekstremalnego postu na mnichów czeka już „tylko”:

  • Rok szósty: 60 km dziennie przez 100 kolejnych dni
  • Rok siódmy: 84 km dziennie przez 100 kolejnych dni, następnie 30 km dziennie przez 100 kolejnych dni

Okrążanie góry w ramach sennichi kaihōgyō połączone jest z zatrzymywaniem się na krótkie modlitwy w ponad 250 miejscach rozsianych na trasie. Są wśród nich i takie, gdzie wcześniej odebrali sobie życie Ci, którym nie udało się doprowadzić kaihōgyō do końca. Nie jest to bowiem wyzwanie, które można przerwać i wznowić w innym czasie. Kto nie da rady mu podołać, jest zobowiązany popełnić samobójstwo.

Kamienne ogrodzenie i morze zielonych drzew na górze Hiei.
Wiekowe drzewo i kamienne schody do świątyni.

Czego uczy kaihōgyō?

Jak zauważył religioznawca Stephen G. Covell, buddyzm nie jest archaicznym tworem, który w niezmienionej formie trwał i będzie trwać przez kolejne wieki. Jego zdaniem współczesne nauczanie nie może odbywać się wyłącznie na podstawie historycznych tekstów, powinno za to uwzględniać współczesne kazania i świadectwa. Takie, jak te wypowiedziane z ust mnichów, którzy ukończyli sennichi kaihōgyō. A ich zdaniem to właśnie chodzenie było źródłem największej nauki.

Yūsai Sakai miał poglądy, które można określić jako naprawdę progresywne. Świadomy pogarszającej się sytuacji ekonomicznej w Japonii oraz apatii wśród pracowników, postulował zmianę w podejściu do edukacji. Jego zdaniem japońska szkoła powinna stawiać na odkrywanie i wzmacnianie indywidualnych talentów uczniów po to, aby w przyszłości mogło na nich skorzystać całe społeczeństwo. Ludzie powinni również odnaleźć w sobie wdzięczność wobec tego, co posiadają i nie podążać drogą materializmu.

Jego najsłynniejsza bodaj myśl  streszcza się w poniższych słowach:

Przeżywaj każdy dzień, jakby był całym Twoim życiem.

 

Yūsai Sakai

I nie chodzi tu bynajmniej o realizację horacjańskiego carpe diem, ale o to, aby świadomie przeżywać teraźniejszość i traktować każdy dzień jak zamkniętą całość. Jeśli coś poszło dziś nie po naszej myśli, spróbujmy podejść do tego inaczej kolejnego dnia. Stawiajmy sobie również cele możliwe do zrealizowania w ciągu jednego dnia. Nazajutrz będzie można postawić nowy.

Cel: odwiedziny w Enryaku-ji

Okrążanie góry Hiei przez 1000 dni w ciągu 7 lat może i jest zadaniem, które pozostaje poza zasięgiem większości z nas, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby wybrać się do Enryaku-ji na spacer. Nieważne, czy jesteście w Japonii pierwszy raz, czy też jesteście tu stałymi bywalcami. Ōtsu i góra Hiei to świetny cel na jednodniową wycieczkę z Kioto czy nawet z Osaki.

Zasadniczo Ōtsu słynie z trzech rzeczy:

  • jest największym portem jeziora Biwa (największego jeziora Japonii)
  • przez 5 lat pełniło funkcję stolicy Japonii (było to w VII wieku, a więc przed uformowaniem się państwa polskiego!)
  • znajdujący się w jego obszarze i opisywany tu przeze mnie kompleks Enryaku-ji został wpisany na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO

My pojechaliśmy tam z Kioto, a naszym celem była stacja Hieizan-Sakamoto, obsługiwana przez linię JR Kosei.

Po przyjeździe mieliśmy dwie możliwości:

  • udać się nad brzeg jeziora Biwa
  • albo udać się na górę Hiei

Zdecydowaliśmy, że najpierw wybierzemy się na górę a po zejściu udamy się nad jezioro.

Na górę Hiei można albo wejść pieszo, albo wjechać specjalną kolejką (cable car) – podobno to najdłuższa tego typu przejażdżka w Japonii. Trasa liczy jakieś 2 kilometry i cała podróż trwa około 10 minut. W trakcie przejażdżki można pozachwycać się widokiem na jezioro Biwa oraz zielenią wokół. Po drodze mija się dwie poboczne stacje ale kolejka robi na nich przystanki wyłącznie na żądanie.

Ze stacji Hieizan-Sakamoto do stacji Cable Sakamoto, skąd rozpoczyna się wjazd, idzie się około 15-20 minut pieszo, można też podjechać autobusem. My zdecydowaliśmy się na spacer z uwagi na piękną pogodę, niewielki pieszy ruch oraz urokliwe zakątki rozsiane po drodze.

Widok na miasteczko Otsu i jezioro Biwa.
Uliczne światła na tle betonowej bramy tori w Otsu.
Tradycyjny ogród w stylu japońskim, kamienne latarnie i sosna.
Czerwony japoński lampion i ulica wiodąca na górę Hiei.
Stary, drewniany japoński dom z bambusowym lasem w tle.
Japoński dom w drodze do Enryaku-ji.

Po dojechaniu na górę Hiei czeka nas kolejny około 10-minutowy spacer do pierwszych zabudowań świątynnych. Cały kompleks Enryaku-ji podzielony jest na trzy główne części: TodoSaito oraz Yokawa. Zwiedziliśmy pierwsze dwie, ponieważ na tyle pozwolił nam czas i pogarszająca się pogoda.

Wagon kolejki linowej na stacji Sakamoto.
Kable w koronach drzew, góra Hiei.
To-do w deszczu i mgle na terenie Enryaku-ji.

Główny budynek kompleksu, Konpon-chudo znajduje się obecnie w trakcie renowacji, która ma potrwać aż 10 lat, jej planowane zakończenie nastąpi więc w 2026 roku. Jest on z zewnątrz obudowany tymczasową konstrukcją i rusztowaniami, ale nadal można wejść do środka, co gorąco polecam. Najpierw należy zdjąć buty, a następnie udać się dobrze oznakowaną trasą dookoła budynku.

Nieopodal Konpon-chudo znajduje się otoczona licznymi tabliczkami ema wieża Monju-ro. Po zdjęciu butów można wejść do jej wnętrza. Stromymi, drewnianymi schodkami idzie się na piętro, gdzie znajduje się podobizna Bodhisattwy Manjusri. Jest to niewielkie pomieszczenie, więc warto poczekać na moment, kiedy poza nami nie będzie tam nikogo. Można wtedy zamknąć oczy, usiąść i pogrążyć się we własnych myślach, a jeśli sytuacja pozwoli – chwilę pomedytować. 

Wejście do buddyjskiej świątyni, Enryaku-ji.
Kamienny stolik, ławki i posągi przy buddyjskiej świątyni w Japonii.
Drewniane ema oraz mgła spowijająca wieżę Monju-ro.
Stary las, kapliczka i droga do Enryaku-ji.

Dla mnie największy urok góry Hiei i kompleksu Enryaku-ji tkwi nie tyle w architekturze świątyń, co w ogólnej atmosferze tego miejsca. Ma ono naprawdę wyjątkowe znaczenie w historii Japonii i mimo różnych kolei losu, przetrwało ponad 1200 lat. Kiedy powstały tam pierwsze świątynie, Polski nie było jeszcze na mapie Europy.

A dziś prawie nie ma tam ludzi. Jak na miejsce wpisane na listę UNESCO, było tam wręcz pusto, choć odwiedziliśmy je w letni weekend. Warunki do regeneracji sił umysłowych i duchowych – wyborne.

Czy nabraliście ochoty, aby odwiedzić Enryaku-ji i górę Hiei? A może ktoś z Was miał okazję już tam być? Dajcie znać w komentarzach!

Opublikowano: 19 listopada 2019 (Dorota Tisnek)

Bądź na bieżąco:

7 komentarzy

  1. Baczyslawa

    Nabralam!Chociaz przyznam, ze naj ardziej poruszyl mnie temat wyzwania 7 letniego.Jeszcze w liceum takie wyzwania fizyczne jakie opisalas wydawaly mi sie niesamowite i widzialam w nich wielka wartosc. Teraz nie widze w tym zadnego sensu ani celu zeby wykanczac swoj organizm, nie pic i sie torturowac. Bedzie temat do dyskusji z mezem 🙂

    Odpowiedz
    • Dorota || Co kraj, to obyczaj

      Mnie chyba najbardziej fascynuje w tym wszystkim motywacja… Tzn. co pcha poszczególne osoby w kierunku tego typu wyzwań, element psychologiczny. Podczas zwykłego maratonu – zawsze możesz przerwać, zejść z trasy, spróbować ponownie. W przypadku sennichi kaihōgyō mnisi samodzielnie sobie ten komfort odbierają. Uczeń Sakaiego mówił, że cały ten proces uczy rozróżniania rzeczy naprawdę ważnych od mniej istotnych…

      Odpowiedz
      • Baczyslawa

        Ten aspekt rzeczywiscie jest ciekawy. Tylko sie zastanawiam czy nie ma mniej drastycznych sposobow na rozroznienie rzeczy waznych od mniej istotnych 😉 Tak czy siak, artykul fascynujacy

        Odpowiedz
        • Dorota || Co kraj, to obyczaj

          Na pewno są:) Mi bardzo pomaga sama medytacja, polecam!

          Odpowiedz
          • Joanna

            a to niespodzianka! medytujesz?? 😀

          • Dorota || Co kraj, to obyczaj

            Tak! Może nie codziennie, ale tak 🙂 Koniecznie muszę się zapoznać z Eihei-ji, w Fukui jeszcze nie byłam, a chciałabym odwiedzić wszystkie z japońskich prefektur. Tak, kaihōgyō jest nadal praktykowane, ale na wyzwanie porywają się pojedyncze osoby, więc zdarza się to bardzo rzadko.
            Dziękuję za miłe słowa! <3

  2. Joanna

    Wow! Zdecydowanie nabralam ochoty na mala wycieczke! Bardoz mi to miejsce przypomina Eihei-ji w prefekturze Fukui – naprawde polecam! Jesli ta prefektura nie jest jeszcze na Twojej liscie do odwiedzenia, to koniecznie sie na niej musi znalezc! 😉
    Poza tym, swietny tekst, jak zawsze! Niesamowite to, na co pisali sie mnisi -czy nadal jest to praktykowane? Czytajac czesc na temat najglebszych doznan i nauk majacych miejsce wlasnie w trakcie tych maratonow, przywowalo mi na mysl doswiadczenia of endurance athletes. Czesto slychac w ich wypowiedziacg, ze w czasie maratonow, triathlonow, itd. jestes sama z soba, tylko ty i twoje cialo.

    Odpowiedz

Wyślij komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.

To może Cię zainteresować

"

Z wizytą w Nagano: Togakushi (戸隠神社)

Wyjazd do Nagano był decyzją dość spontaniczną. Władze Japonii niemal z dnia na dzień zdecydowały, że można już przemieszczać się między prefekturami, chcąc w ten sposób zachęcić do podróży krajowych i ratowania branży turystycznej, która w czasach pandemii ucierpiała bodaj jako pierwsza i to szczególnie mocno. My zaś chcieliśmy jakoś uczcić zbliżającą się rocznicę ślubu i zrobić to poza ścianami naszego 1LDK.

Share This