Ciasto niezgody, czyli Christmas Cake kontra antropolog w Japonii.
Ciasto niezgody, czyli Christmas Cake kontra antropolog w Japonii.

Tego wpisu zapewne w ogóle by nie było, gdyby nie moja przemożna chęć spędzenia pierwszych świąt Bożego Narodzenia w Japonii w stylu „fusion”. Ni mniej, nie więcej, aby urozmaicić nieco wigilijny stół postanowiłam zamówić prawdziwy, japoński Christmas cake (クリスマスにケーキ, kurisumasu kēki).
Puchate biszkopty z bielutką bitą śmietaną, hojnie obłożone truskawkami działały na moją wyobraźnię odkąd pierwszy raz zobaczyłam je w sklepowej witrynie. I mimo, że ciasta tego typu można kupić przez cały rok (choć po świętach znikają z nich mikołaje, bałwanki, reniferki i inne tematyczne cuda), nie miałam dotychczas okazji ich spróbować, przez samą dopracowaną prezencję kojarzyły mi się z jakąś specjalną okazją. Szczęśliwie okazja nadchodzi niebawem, w końcu to nasze pierwsze Boże Narodzenie w Japonii! Wymówki chowam do kieszeni, czas napisać pierwszą truskawkową opowieść wigilijną.
A sklepy kuszą! Od momentu upowszechnienia Christmas cake przez cukiernię Fujiya minęło dobrych kilka dekad. Obok klasycznego, archetypowego kurisumasu kēki dostępne są już ciasta czekoladowe, matcha, kasztanowe, o smaku sernika, w kształcie kwadratu albo rolady… Wszystko pięknie udekorowane, można jeść samymi oczami. Ich reklamy są niemal wszędzie, podczas ostatniej wizyty w konbini dostałam cały katalog.

Przykładowe czekoladowe Christmas cake wygląda tak.

A to kurisumasu kēki o smaku matcha.
Aby kompletnie nie stracić głowy w tym słodkim szaleństwie, postanowiłam zapytać o rekomendacje. Zostawiłam post w pewnym wirtualnym miejscu przeznaczonym dla mieszkańców Tokio, napisałam go po angielsku i użyłam sformułowania „I would like to order a local Christmas Cake” (w tłumaczeniu dosłownym: chciałabym zamówić lokalne ciasto bożonarodzeniowe). Zadowolona z siebie odłożyłam telefon, wróciłam do świata rzeczywistego, by po jakimś czasie sprawdzić, czy ktoś mi odpowiedział.
Juhuuu, tak, jest kilka komentarzy, pełen sukces!…Dostałam namiary na 3 różne cukiernie, zapisałam linki na później i nagle, kątem oka, zauważyłam w jednym z komentarzy sformułowanie authentic Christmas puddings. Zaraz, zaraz. Jakie puddings, ja pytałam o Christmas Cake, a nawet o local Christmas Cake!
Przesłane linki prowadziły do cukierni sprzedających wypieki i słodkości głównie brytyjskie. Moja antropologiczna ciekawość przebudziła się natychmiast.
Wprawdzie rekomendacje ciast i cukierni są u mnie zawsze mile widziane, ale chodziło mi przecież o coś zupełnie innego. Moja intencja została ewidentnie źle odczytana. Jak to możliwe?…
Na ten moment warte odnotowania są tu dwie rzeczy:
- na mój post odpowiedzieli wyłącznie obcokrajowcy, uściślając – obcokrajowcy z tzw. Zachodu (USA, Europa Zachodnia)
- słowo „local” zostało zauważone ale nie zrozumiane (Co nasz na myśli pisząc local Christmas Cake?)
Podziękowałam za zaangażowanie, doprecyzowałam, że chodzi mi o ciasto z bitą śmietaną i truskawkami, po czym wydarzyła się rzecz następująca:
- Odpowiedź 1: Aaa, jasne! Czyli chodzi Ci o strawberry sponge cake (biszkopt z truskawkami)!
- Odpowiedź 2: Czyli szukasz strawberry shortcake, いちごのショートケーキ!
Cóż, nie da się ukryć, szukam ciasta typu biszkopt z truskawkami. Dlaczego jednak moi rozmówcy jak ognia unikają nazwania go Christmas cake? A może tylko mi się wydaje? Krótka wymiana zdań w wiadomości prywatnej rozwiała moją wątpliwość. Przeczytałam w niej:
Japońskie „Christmas” cake nie ma nic wspólnego z tradycyjnym Christmas cake. W Japonii wszystko się adaptuje.
Oho, kiedy do gry wchodzi tradycja i autentyczność (z przybraną siostrą imieniem adaptacja), nie ma żartów! Ten niewinny temat i pozornie niewinna wymiana zdań zawierają w sobie co najmniej kilka interesujących z antropologicznego punktu widzenia wątków, które chciałabym tutaj rozwinąć.
A w międzyczasie poprosiłam o cukierniczą rekomendację koleżankę-Japonkę, która nie wyrażając żadnych wątpliwości przekierowała mnie do miejsca oferującego dokładnie to, czego szukałam (Ayaka, dziękuję!).
Pomieszanie z poplątaniem
Przypadek Christmas cake jest ciut skomplikowany, ponieważ w zależności od kulturowego kontekstu, termin ten nabiera trochę różnych znaczeń.
W krajach anglosaskich pod tą nazwą rozumie się bardzo konkretny rodzaj wypieku na bazie bakalii, nasączany alkoholem, z marcepanem i grubą warstwą lukru. Oczywiście na świątecznym brytyjskim stole mogą pojawić się też inne ciasta i puddingi, ale pojęcie Christmas cake zarezerwowane jest dla tego jednego wypieku i z tego, co mi wiadomo, nie ma dla niego innej nazwy własnej.
Nie da się jednak ukryć, że Christmas cake, a w zasadzie kurisumasu kēki od dobrych kilku dekad zdobią cukiernicze witryny również w Japonii. Wyglądem i sposobem wykonania daleko im do ich brytyjskiego odpowiednika, jednak nazwa się przyjęła. W ramach dygresji dodam, że termin ten w pewnym okresie, tj. w latach 80., zdobył w tym kraju popularność i funkcjonował wówczas jako określenie odnoszące się do niezamężnych kobiet po 25. roku życia.
Co więcej, wiele osób używa sformułowania Christmas cake jako ogólnej nazwy dla świątecznych wypieków z różnych stron świata, a tych jest naprawdę sporo! Poniżej ciekawa mapka pokazująca tradycyjne bożonarodzeniowe ciacha z różnych zakątków Europy:
Patrząc na te wszystkie Christmas cake nie mogę przestać myśleć o tym, że to i tak pewne uproszczenie.
Wychowując się w określonym środowisku, każdy z nas przyswaja określone wzorce myślenia i zachowania, a więc i tradycje. Oznacza to mniej więcej tyle, że dla każdego z nas takie „ciasto świąteczne”, czy precyzując: „ciasto bożonarodzeniowe” może oznaczać coś zupełnie innego. U mnie na przykład każdego roku był to domowej roboty makowiec oraz ciasto drożdżowe z rodzynkami i kruszonką i kiedy myślę o świątecznych wypiekach, są to moje pierwsze skojarzenia. Znam sporo osób, u których również gości makowiec, ale o cieście drożdżowym słyszę stosunkowo rzadko. W skrócie: łączy nas tradycja stawiania na bożonarodzeniowym stole słodkich wypieków, lecz sposób, nazwijmy to, wykonania tejże tradycji (tudzież tradycja w skali mikro) może się różnić na poziomie kraju, regionu czy nawet pojedynczych domów. Czasem pieczemy makowiec i drożdżowe, bo tak robiła nasza babcia i dziadek, a czasem zabieramy się za lukrowane pierniki, ponieważ posmakowały nam u koleżanki. To się nazywa zmianą i tradycja wcale się jej nie boi!
Propozycja na małe antropologiczne ćwiczenie: popytajcie swoich znajomych bez jakich słodkości – albo idąc krok dalej: bez jakich dań – nie wyobrażają sobie świąt. Część odpowiedzi może się powtarzać ale zapewne pojawią się też takie, które Was zaskoczą. A może i zainspirują? Dla mnie ciekawym doświadczeniem było kiedyś usłyszeć od pewnej rodziny, że u nich podczas Wigilii zawsze pojawiają się 3 różne zupy: grzybowa, rybna oraz barszcz. Dla porównania – ja „wychowałam się” wyłącznie na barszczu.
Tradycja a tożsamość
Bardzo lubię przykład obchodzenia świąt i zawartości świątecznego stołu, ponieważ na jego tle świetnie widać jakie znaczenie może mieć tradycja dla poczucia własnej tożsamości. Szczególnie wyraźnie dostrzegam to odkąd prowadzę badania wśród polskich emigrantów i odkąd sama dołączyłam do tego grona. Ubieranie choinki i szykowanie wigilijnej kolacji, noszącej choćby tylko znamiona polskich smaków (w Singapurze czy Japonii dostępność pewnych składników jest problematyczna), traktowane są jak ważne rytuały. To jest ten moment, w którym wiele osób lubi podkreślać swoje polskie pochodzenie, swoją polską tożsamość. Nie tylko chętnie opowiadają o tych zwyczajach swoim zagranicznym znajomym, ale wręcz zapraszają ich do wspólnego uczestnictwa i w tym sensie chętnie się tradycją dzielą.
Być może właśnie tego typu „instynkt” uruchomił wśród moich rozmówców on-line rekomendacje cukierni specjalizujących się w świątecznych wypiekach właściwych ich krajom.
Ale jak tu podejść do tematu adaptacji zachodnich zwyczajów świątecznych w Japonii i sprowadzenia „tradycyjnego Christmas cake” do (w domyśle nie-tradycyjnego) formy biszkoptu z bitą śmietaną i truskawkami?
Przede wszystkim przestać myśleć w kategoriach bezmyślnego „ściągania” tudzież „odgapiania” od nas, tzn. ludzi Zachodu i przyjrzeć się temu zjawisku w kontekście lokalnym. Ciekawie przedstawił je w swoim artykule japoński antropolog kulturowy, Hideyo Konagaya. Poniżej streszczam dla Was najważniejsze punkty (opatrując je w niektórych miejscach dodatkowym komentarzem), a tych, którzy mają dostęp do bazy Wiley Online Library gorąco zachęcam do lektury całości.
Szkiełkiem i okiem antropologa
Pojawienia się w Japonii Christmas cake w szczególe i Świąt Bożego Narodzenia w ogóle – podobnie jak wielu innych aspektów kultury tego kraju – nie sposób analizować bez odwołania się do dwóch ważnych momentów w jego historii: restauracji Meiji oraz okupacji kraju przez Amerykanów. Wskutek kontaktu z innymi kulturami dogłębnie zmienił się panujący w Japonii porządek społeczny i niektóre wynikające z niego tradycje. Jak wspomniałam wcześniej, tradycje zmian się nie boją. Oznacza to mniej więcej tyle, że nie biorą się znikąd i nie są dane raz na zawsze. Nie znają też granic innych, niż mentalne. Możemy inspirować innych, inni mogą inspirować nas. W Polsce też mamy do czynienia z takimi zmianami i pojawianiem się nowych tradycji, pierwszy przykład, jaki przychodzi mi tu do głowy to rosnąca popularność Halloween.
Wracając jednak do Japonii: dominujący dotychczas model patriarchalnej rodziny wielopokoleniowej oraz małżeństw aranżowanych zaczął stopniowo zanikać na korzyść modelu rodziny nuklearnej (rodzice + dzieci). Jednocześnie postępująca industrializacja spowodowała masowe migracje ze wsi do miast, gdzie zaczął tworzyć się nowy porządek, w którym relacje międzyludzkie znane ze społeczności wiejskich (oparte o model ie) zostały zastąpione przynależnością do korporacji (dot. mężczyzn) lub miejsca zamieszkania (dot. kobiet).
Wraz ze stopniowym zanikiem społeczności wiejskich i „kurczeniem” się rodzin doszło do czegoś jeszcze: zaburzenia dotychczasowego rytmu hare (czas świętowania) oraz ke (codzienna rutyna). Cykl wyznaczany rytmem natury i zbiorami ryżu przestał dotyczyć mieszkańców miast, zaś niektóre elementy hare (jak np. odświętne ubrania czy specjalne jedzenie) zaczęły przenikać do ich coraz bogatszej w dobra materialne codzienności.
Po II wojnie światowej potrzeba było „nowej Japonii” i aby ją stworzyć, dorastające w tych czasach pokolenie potrzebowało – oczywiście do pewnego stopnia – zerwania z dotychczasową tradycją. W ramach tworzącej się nowej kultury miejskiej przetrwały na przykład zwyczaje stawiające w centrum zainteresowania dzieci, jak Dzień Dziecka, oraz Nowy Rok czy Obon jako momenty pozwalające na spotkanie się z członkami bliższej i dalszej rodziny. Rodzina pozostawała zresztą najwyższą narodową wartością, modernizujący się kraj potrzebował rąk do pracy i kładł duży nacisk na utrzymanie wysokiego przyrostu naturalnego. Na tym tle nieśmiałych rumieńców nabierała koncepcja miłości romantycznej. Nowy kształt rodziny i nowe narodowe aspiracje wymogły modyfikację lub pojawienie się nowych tradycji. Powstałą lukę zaczęły wypełniać zwyczaje inspirowane kulturą Zachodu (w dużej mierze za pośrednictwem Amerykanów), dodatkowo napędzane przez rynek dóbr konsumpcyjnych i rozwijającą się reklamę.
Święta Bożego Narodzenia oraz samo Christmas cake nie odniosłyby jednak takiego sukcesu, gdyby nie jeszcze jeden czynnik. Cukier. II wojny światowa pociągnęła za sobą długotrwałe niedobory żywności, a cukier stał się towarem luksusowym. Rząd japoński oficjalnie zaprzestał jego dystrybucji i na kilka lat w zasadzie zniknął on z diety mieszkańców kraju. Z kolei niedługo po wojnie powyższe restrykcje zniesiono, a konsumpcja cukru drastycznie wzrosła. Wywarło to znaczący wpływ na cały spożywczy przemysł i zmieniło nawyki żywieniowe. Jako tanie i efektywne źródło energii (rzecz jasna pracowniczej), cukier odgrywał ważną rolę w procesie industrializacji, a jego łatwa dostępność połączona z wizerunkiem dobra luksusowego miała istotne znaczenie psychologiczne. Lokalny rynek zalały niedrogie zachodnie słodycze (yogashi), jak czekoladki, karmelki, biszkopty… I wkrótce zaczęto je produkować na masową skalę w samej Japonii. Yogashi urosły do rangi symbolu udanej transformacji oraz lepszego życia całego narodu. W związku z tym każdy chciał je mieć i… wielu mogło sobie na nie pozwolić.
Kiedy Fujiya zadebiutowała ze swoim Christmas cake na początku XX wieku, wyglądało ono inaczej niż obecne kurisumasu kēki – było inspirowane bezpośrednio zachodnioeuropejskim pierwowzorem, gdyż cukiernia stworzyła je z myślą o mieszkających w Yokohamie obcokrajowcach. Jego składniki zmieniły się z czasem, dzięki inspiracjom, jakich po wizycie w Stanach nabrał właściciel, Rin’emon Fujii, oraz pojawieniu się lodówek (co pozwoliło na aplikację bitej śmietany). Zwyczaj kupowania ciasta świątecznego przeniknął najpierw do japońskich elit – pamiętajmy, że ceny cukru i słodkości zaczęły spadać dopiero kilkadziesiąt lat później. To wtedy, tj. w latach 50. i 60. rodzinna (!) konsumpcja biszkoptu z bitą śmietaną i truskawkami na dobre upowszechniła się wśród ogółu mieszkańców i nadała sens Bożemu Narodzeniu w Japonii, którego nie obchodzi się tu ze względów religijnych (oczywiście za wyjątkiem chrześcijan, lecz stanowią oni mniej niż 1% społeczeństwa) i próżno go szukać również w oficjalnym kalendarzu dni wolnych od pracy. Jest to świecka okazja, którą z powodzeniem można świętować w ramach rodziny nuklearnej lub potraktować jako pretekst do spotkań romantycznych.
Na koniec jeszcze kilka słów na temat wyglądu Christmas cake, który – jak dowodzi Hideyo Konagaya – nie jest przypadkowy. Zarówno okrągły kształt, jak i dominująca kolorystyka (biel i czerwień) niosą ze sobą powszechnie znane ceremonialne znaczenie. Przykład? Noworoczne kagami-mochi składające się z dwóch okrągłych mochi. Kagami oznacza lustro – symbol bogini Amaterasu, które mochi mają przypominać swoim kształtem.
Jeśli chodzi o kolor biały – dawniej wysoko rafinowany, biały ryż miał o wiele większą wartość niż współcześnie z uwagi na jego mniejszą dostępność. Kojarzył się zatem z towarem luksusowym. W latach 50., a więc dekadzie upowszechniania się Christmas cake (i lodówek – jednego z symboli technologicznego postępu), podobnie kojarzyła się bita śmietana. Z kolei kolor czerwony, a w zasadzie kombinacja bieli z czerwienią symbolizuje szeroko pojętą pomyślność i to zestawienie można zaobserwować na przykładzie choćby japońskiej flagi. Sam czerwony to natomiast kolor odstraszający złe duchy.
Powyższe to tylko część możliwych interpretacji, jest ich więcej. Przykład okrągłych mochi ma istotne znaczenie, ponieważ do dziś stanowią one ważny element rytuałów w okresach hare (sacrum).

Tak wyglądają przykładowe kagami mochi sprzedawane w mojej okolicy. Te akurat są w dwóch kolorach, ale większość była wyłącznie biała.

A to truskawkowe ciacha w cukierniczej witrynie. Podpatrzone w atre Kichijoji.
Słodki finisz
Gdyby ktoś kiedyś powiedział Wam, że kurisumasu kēki pojawiły się w Japonii znikąd (opcjonalnie: „nie wiadomo skąd”) i są co najwyżej bezmyślną, absolutnie bezczelną adaptacją zachodnich świątecznych zwyczajów, możecie śmiało zaprotestować 🙂
Dajcie znać w komentarzach jakie słodkości królują u Was na świątecznym stole i czy skusilibyście się Christmas cake w japońskim wydaniu. Ja już zamówiłam swój egzemplarz i odbiorę go w Wigilię. Tymczasem wracam do polowania na śledzie i ogórki kiszone, a Wam życzę wspaniałych, rodzinnych i słodkich – a jakże! – świąt Bożego Narodzenia.
Podzielcie się też swoimi domowymi, świątecznymi tradycjami. A może mieliście okazję obchodzić kiedyś święta poza Polską? Uwielbiam rozmawiać o (nie tylko świątecznych!) tradycjach, więc… czekam na Wasze komentarze!
Źródła i dodatkowe materiały
- Konagaya Hideyo, The christmas cake: A Japanese tradition of American prosperity, “Journal of Popular Culture”, 2001, 34, 4, s. 121-136.
- Kamiya Setsuko, Japan has its Christmas cake and eats it, too, „The Japan Times”.
—
Super artykuł! fajnie mi się przeczytało na dobranoc 🙂 Jeśli nadal szukasz ogórków, to daj znać, bo wiem gdzie można zakupić słoik naszej firmy Dawtona 😉
Mimo ze w japonii już 10 lat, to nie pokusiłam się ani razu na japońskie ciasto świąteczne. U mnie musi być piernik i żadne inne ciasto się nie liczy! 😉 Ogólnie fanka biezkoptu z bita śmietana nie jestem – tak, dokładnie, tradycyjnych ciast urodzinowych nie jadam, które to właśnie tutaj są tym samym ciastem, tylko ze z inna dekoracją 😉
Czekam na kolejny wpis! 😀
Trzymaj tak dalej!
Dziękuję! Ogórków szukam nadal, wczoraj zaopatrzyłam się w niby-kiszone z serii Kinokuniya Home-made, ale chętnie przytuliłabym nasze polskie, taki czas:) Narobiłaś mi apetytu na piernik! Gdybyś zabierała się za pieczenie – przywiozłam z Polski przyprawę do piernika, chętnie się podzielę 😀